Thorian Vale Jonker
Amerykanin, półkrwi. Rogaty Wąż, VII rok. Lunatyk.
Wnuk sławnego Johannesa - wytwórcy różdżek.
Wielka Sala ledwie dźwignęła się z porannego letargu, a on już tam był. Otulony szumem pojedynczych, cudzych obecności, przechodził wzdłuż marmurowych kolumn z tą samą pewnością i twardą precyzją, z jaką podczas lekcji dzierżył różdżkę. Ugruntowany na wyżynach stanowczości, nie uginał się pod cudzym spojrzeniem. Częściej na nie odpowiadał.Wnuk sławnego Johannesa - wytwórcy różdżek.
Jego oczy nie patrzyły – one wnikały w cudze ciała i umysły. Przejmujące i rozświetlone szczególnie wtedy, gdy bystrym okiem dostrzegał coś, co nie zawsze było przeznaczone dla niego. Zazwyczaj w takich sytuacjach milczał – nie dlatego, że nie miał nic do powiedzenia, ale dlatego, że wszystko, co warto było wypowiedzieć, najwiekszą siłę gromadziło w sobie, gdy słowa te zostawiał na później. Nikt nie wiedział, że wprawna obserwacja to nie jedyna jego umiejętność, i że jego dusza znała sztukę odklejania się od ciała.
Bezgłośny, niezauważony, szczególnie chętnie wieczorami i nocą dryfował wśród rozmów, spojrzeń, czy szeptów, zaklętych pomiędzy ludzkimi interakcjami, przesuwanymi pole po polu (słowo po słowie), jak kamienie czarodziejskich szachów. Taktycznie, ale nie niedostrzegalnie. On potrafił wychwycić ów niuanse nadwyraz dobrze. Nawet nauczyciele, pogrążeni w rutynowych obowiązkach, nie przeczuwali obecności czegoś, co było zbyt eteryczne, by zostawić za sobą cień.
To właśnie w swojej astralnej formie nauczył się, że największe tajemnice nie są wypowiadane, a przeżywane. I że człowiek bez sekretu przypomina książkę bez zakończenia – nie warto do niej wracać. Sam również dbał o to, by jego historia – pisana pasmem intensywnych doświadczeń, do których nie zwykł się przyznawać – była warta wielu, wielu powrotów.
Nazywano go „uczniem bez aspiracji”, „leserem”. Słusznie.
Dekadencja oraz pobłażliwość innych względem niego była wygodnym kostiumem – zapewniającym spokój i brak wyższych oczekiwań. On sam, z góry skazany na kontynuowanie spuścizny dziadka i ojca, nie wierzył w sens nauki i w sprawczość podejmowanych decyzji. Nie wierzył w przewidywalne ciągi lekcji, ocen, czy przyjaźni budowanych na drżących rękach i zbyt szybkich westchnieniach.
A mimo tego coś w nim tliło się ledwie dostrzegalnie. Cień czegoś niewyraźnego, ale elektryzującego. Uciecha, niemal dziecięca i naiwna, gdy udawało się kogoś przesunąć – nawet nie zrzucić, ale delikatnie przesunąć z jego piedestału. Strącić do przyziemności, w której sam przecież tkwił.
Jakby świat był planszą, a on grał w grę, której nikt nie zrozumiał.
Zajęcia dodatkowe: wytwórstwo magiczne, wróżbiarstwo, numerologia, magia rytualna i zaliczone wszystkie kursy dodatkowe po drodze

Biorę wszystko: dramy, romanse, zatarcia i (nie)przyzwoitości.
Wątki 3/3. Ophelia, Morana, Nora
Wątki 3/3. Ophelia, Morana, Nora
Moje zdanie znasz. Zagrajmy na planszy życia <3
OdpowiedzUsuń[witamy w naszych skromnych, szkolnych progach ;)
OdpowiedzUsuńŻyczymy owocnej nauki i sukcesów. Masy wątków i pomysłów.
Thorian wyszedł ci całkiem, całkiem. Oby dobrze się tutaj czuł.]
Tsubaki
[Zaczynam spontanicznie i zobaczymy, co nam historia przyniesie :]
OdpowiedzUsuńW Ilvermorny pracowała dopiero od dwóch lat. Wzięła na barki sporo różnych aktywności, aby nie mieć czasu na zapadanie w spirale niekoniecznie przyjemnych myśli, które wypływają na wierzch zawsze wtedy, gdy człowiek ma za dużo wolnej przestrzeni. Wychowawstwo jednego ze szkolnych domów, przygotowywanie przyszłych laureatów różnych olimpiad magicznych, a przy tym codzienne prowadzenie lekcji numerologii - na wszystko potrzeba energii oraz czasu. Jakby podświadomie chroniąc siebie przed własnymi słabościami, również weekendy zapełniała sobie różnymi obowiązkami.
Jednym z jej zacnych obowiązków były dyżury, w związku ze szlabanami uczniów. Zasadniczo nauczyciele nie wlepiali kar surowych, ponieważ później to oni musieli je organizować, wkładać wysiłek w dobry stosunek do przewin, a to wymagało sporo zapału i pedagogicznego zacięcia. Niektórzy profesorowie woleli spożytkować siłę na prywatne sprawy, ale Eleonora, stopniowo czyniąc pracę centrum swojego życia, nawet trochę się cieszyła z faktu zajętych piątkowych wieczorów. Trzeba jednak rzec, powołując się na opinię publiczną, że szlabany od Weiss były wyjątkowo nudne i żmudne. Uważała ona bowiem, że uczniom szansa wykazania się, przeżycia jakiejś przygody na przykład w tajemniczym lesie, należy się jako nagroda. Za to kara powinna być przede wszystkim męcząca, na przykład poprzez swoją powtarzalność i bezużyteczność. Rozwój był dla Weiss od początku rodzajem przywileju, którego uczniowie wagarujący czy lekceważący temat lekcji nie doceniali.
W górach we wrześniu wcześnie robiło się ciemno. Zarówno w zamku, jak i w klasach, zapalały się światła, odbijając tajemnicze cienie na starodawnych murach. Tego dnia Eleonora czekała na ucznia, który notorycznie nie pojawiał się na egzaminach w ramach jej przedmiotu. Wbita w miękki fotel ustawiony w rogu klasy, z okularami na nosie, czytała książkę. Jej zatarty lekko tytuł brzmiał: ,,Trytony: wszechstronny przewodnik ich języka i obyczajów". Na komodzie obok stała filiżanka z czarną, samo podgrzewającą się kawą. Klasa nie należała do sporych, a dodatkowo optycznie pomniejszały ją stosy podręczników i wykresów. W tym wszystkim naprawdę odnaleźć się potrafiła tylko profesorka. W powietrzu, poza charakterystyczną wonią starego papieru, dało się wyczuć nutę dorzuconego do kawy kardamonu. Wszystko to mieszało się z mocnymi perfumami Nory, przywodzącymi na myśl zapach drewnianej kaplicy nad brzegiem morza.
- Proszę - odparła głośno i lekko melodyjnie na pukanie do drzwi, ale nie podniosła wzroku znad lektury.
[Ta słodka buźka pewnie już niejedną/niejednego zawiodła. Chciałabym przeczytać więcej i więcej, ten opis jest tak poetycki, że wyobraźnia sunie i sunie pobudzona, ukazując kolejne obrazy tej opowieści. Coś czuję, że Thorian to niezłe ziółko i jeszcze mocno namiesza, a niech chłopak sobie używa i bawi się dobrze! ❤️ Limit wątków osiągnęłaś, więc na przyszłość, gdyby pojawiła się chęć i czas, zapraszam do któregoś z moich panów - z każdym stworzyłby niezłą wybuchową mieszankę :)]
OdpowiedzUsuńEverard i Lysander H.
W powietrzu unosił się duszący dym wydobywający się niebezpiecznie z jej różdżki. Automatycznie, niewerbalnie rzuciła przeciwzaklęcie przy okazji biegnąc w stronę okiennicy. Otworzyła ją na oścież głęboko wdychając do płuc czyste powietrze dochodzące z dworu. Kierując się zdroworozsądkowością głęboko zakorzenioną w jej wychowaniu, przy użyciu paru standardowych zaklęć pozbyła się nieprzyjemnego zapachu, zdecydowanie o właściwościach żrących biorąc pod uwagę łzawiące oczy. Nie skupiała się na sercu, które wyrywało się na zewnątrz, w ciszy natomiast obserwowała drzwi — jedyną barierę odgradzającą jej prywatny świat od rzeczywistości. Kolejne sekundy utwierdziły ją w przekonaniu, że nikt — na szczęście! — nie przechodził korytarzem prowadzącym jedynie do opuszczonych klas. Westchnęła wycierając osmoloną dłoń, całkowicie ignorując uczucie nieprzyjemnego pieczenia. Usiadła przy stole marszcząc brwi w geście skupienia, nerwowo obgryzając skórki paznokci, jako standardowy wyznacznik zirytowania nieudaną próbą wytwórstwa. Używając nieco zbyt dużo siły zamknęła noszący ślady częstego używania notatnik i wraz z wszystkimi księgami — a miała ich aż 20 — schowała do torby, wcześniej potraktowanej zaklęciem zmniejszająco-zwiększającym.
OdpowiedzUsuńWyszła i bez większego pośpiechu przemierzała korytarze Ilvermorny, wciąż zaznajamiając się z wszelkimi zakamarkami. Często zdarzało jej się gubić drogę, a wszystkie schody wyglądały tak samo. Wiedziała natomiast jak z obecnie ulubionego miejsca, którym była jedna z obskurnych, opuszczonych klas, trafić do biblioteki niezbędnej do zgłębiania swojego ukochanego zajęcia.
Było późno, lada moment miała wybić godzina zwiastująca puste od uczniów korytarze, dla nauczycieli oznaczająca moment wytchnienia. Poza paroma nastolatkami — jakby sama nie należała do tej grupy — zakuwającymi materiał na ostatnią chwilę nie spodziewała się nikogo w bibliotece. Ophelia w Hogwarcie najwięcej czasu spędzała wśród książek. Tamtejszy nauczyciel Zaklęć widząc jej potencjał pozwalał również na dostęp do niektórych egzemplarzy z działu Ksiąg Zakazanych, jako uzupełnienie niezbędnej wiedzy. Obecnie przywilej dostępu do tych lektur był nieograniczony, co znacznie usprawniało jej pracę. Dzisiejszego wieczora miała podobny plan, bez większego zastanowienia krążyła pomiędzy działami Biblioteki kierując się w tamtą właśnie stronę. Nie spodziewała się spotkać kogokolwiek, bowiem obecność uczniów kończyła się zazwyczaj na alejkach dzielących się wiedzą podstawową. Zatrzymała się na moment kątem oka dostrzegając ciekawy tytuł, który mógłby jej się przydać. Przeglądała stronice automatycznie idąc w stronę zamkniętych drzwi prowadzących do Działu Ksiąg Zakazanych.
Usłyszała głos — dobrze znany głos — i zatrzymała się w pół kroku, z otwartą księgą w dłoni mimowolnie zwracając uwagę ku intruzowi. Wstrzymała oddech przyłapując dwójkę uczniów, w tym jego. Początkowo, ścigana szkolnymi przyzwyczajeniami wciąż głośno odbijającymi się echem w jej głowie chciała grzecznie przeprosić i udać się w przeciwnym kierunku nie chcąc zwracać na siebie większej uwagi. Tym razem jej rola była zupełnie inna. Nie była już szarą uczennicą z wyrytą łatką przegrywa. Należała do grona nauczycieli, choć targana nieprzyjemnymi uczuciami błędu lata nie potrafiła znaleźć zachowania odpowiedniego do tej sytuacji.
Zamknęła więc księgę i założyła ręce na ramionach wymownie zerkając na zegarek, który właśnie wybił godzinę 22:00.
— Cisza nocna właśnie się rozpoczęła. — rzuciła suchym, w zasadzie nic nie znaczącym głosem. — Powinniście już być w dormitoriach. Migiem, zanim odejmę Wam obojgu punkty. — dodała bez krzty zawahania zauważając, że jej obecność wpłynęła na zachowanie dziewczyny, wcześniej obłapianej przez Thorniana — przebrzydłego kłamcę, którym otwarcie gardziła, pomimo wcześniejszych motylków w brzuchu. Blondynka przebiegła obok niej poprawiając szkolne szaty.
Ophelia
[Bardzo dziękujemy za przemiłe powitanie! A którą postać widziałabyś jako najbardziej potencjalnie elektryzującą w relacji z Norą? Zarówno negatywnie jak i pozytywnie. Jako że mamy wakacje, myślę, że można spróbować zaszaleć i przenieść się w inne miejsca amerykańskiego uniwersum HP :)]
OdpowiedzUsuńWeiss
[Dzięki za powitanie!
OdpowiedzUsuńJak najbardziej rozumiem. Sama muszę mocno dawkować sobie ilość prowadzonych wątków. Niestety, to już nie te czasy, kiedy człowiek miał kilka godzin dziennie na pisanie. Może uda nam się zgadać w przyszłości! :)]
Levi