Rowan Ashworth title Evil'll come if you call my name
ur. Incline Village-Crystal Bay (Nevada) — półkrwi — Wampus — VII rok — przedmioty podstawowe + magiczne zabezpieczenia, numerologia, zaklęcia i uroki, magia rytualna — syn wytwórcy magicznych luster i zwykłej krawcowej — wyjątkowo uzdolniony z zakresu obrony magicznej i zaklęć — chłopak o słodko-gorzkiej reputacji: wzorowy w nauce, gorszy w kontaktach z uczniami — transmutacja i eliksiry jego słabością — w planach praca jako Łamacz Zaklęć
Samotność przeważnie nie dociera do aorty serca, nie ślizga się w tunelach żył i nie wieńczy skóry cierpkim poszyciem niewystarczalności. Jakby przez całe swoje życie nauczył się wchodzić do pomieszczenia jako pierwszy, a cisza w pomieszczeniu była ledwie oddechem między jego lekceważącymi słowami.
W chaosie spalanych ambicji, obserwuje, jak te biegną naprędce ku niemu. Przypominają gorący ogień lub gęste, żarzące się igliwo nie zawsze poprawnych zachowań, w szaleństwie istnienia spopielone szybko pod butami. Nie boi się ich: błędów odtwarzanych z ognia własnego temperamentu, niesprawiedliwych pobudek, jakie nim prowadzą i egoistycznych buchów decyzji, które rzadko studzi emocjami. Czułość jest mu odległa – jak lotna mgła, która nie da się wciągnąć w machinację płuc i tchnąć oddechu troskliwym ciepłem. Wie jednak, czym jest pożądanie i czym (dla niego) jest uwaga. Potrafi ściągać ją na siebie w chwilach największych swoich słabości – gdy potrzebuje uznania – i patrzy wtedy, jak piętna jego własnych twardości i naturalnej mu charyzmy przenikają przez płaszczyzny cudzej skóry... wobec tej tendencji bywa idealny dla niektórych, ale nie dla wszystkich Wyciąga z obcych szybsze bicie serca zawsze na dwie drogi: przez nienawiść lub przez obsesyjną miłość. Bo tylko szaleńcy szukają ciepła i wypełnienia w jego pustce i niedostępności.
nieprzystępny title The river's sin's gonna wash me clean
żądny wiedzy i wrażeń, od najmłodszych lat nastawiony na wykorzystanie całego swojego potencjału magicznego — chłopak o silnej woli i nie zawsze czystym charakterze — różdżka: 13 cali, kolec z grzbietu ramory, dość sztywna, orzech włoski — Krąg Przetrwania — zwycięzca Turnieju Jumanji w 2024 r. — magia bezróżdżkowa, zaklęcia niewerbalne — rozpoczął kurs teleportacji — prefekt
Zbudowany jest z przecinków, które wstawia po sobie zbyt głośno, wraz z mnożącymi się w nim niejednoznacznościami. W efekcie łączy w sobie umiejętność asymilacji i przetrwania z absurdalną wręcz groteskowością dumy i z wychyloną zza połów arogancją – szczególnie widoczną od czasu wygranej w Jumanji. Prawdą jest, że od tej pory stracił większy cel. Znudzenie, jak chwilowe zawieszenie wyroku, wisi nad nim niepostrzeżenie, a on, niedostatecznie dojrzały do szukania gdzieś głębiej, dziś najchętniej szuka płytkich emocji: nowych rozrywek i prostych doznań. Nawet jeśli kogoś ranią.
Nie przeprosi za to, nie potrafi — głos trzyma winę na dystans, jakby nawet sama skrucha była tylko chwilową niedoskonałością scenariusza, którego unika.
Poniższe wpisy mogą zawierać treści przeznaczone dla osób +18
Wątki: Genevieve, Hasti, Caiden, Rosaire
Długo i niecierpliwie wyczekiwany wrzesień był dla niej wybawieniem. Każda nowo pojawiająca się świeczka na jej torcie urodzinowym doprowadzała do większych oczekiwań ze strony matki. Przekraczając progi Ilvermorny mogła skupić się wyłącznie na sobie; nie martwiła się czy sprosta jej oczekiwaniom, wypychała w głąb swojego umysłu każde wspomnienie z dwóch ostatnich miesięcy, które wciąż powracały w najgorszych momentach doprowadzając do kontrolowanych napadów paniki.
OdpowiedzUsuńRygor jej rodziców mieszający się z szalonym pędem ku pozycji i władzy był jedyną stałą rzeczą w ich pustym, pozbawionym emocji życiu. Dawno temu pozwalała sobie na długie rozważania podejmując kolejne próby zrozumienia ich relacji, jednak nie miało to żadnego sensu. Nie słyszała pomiędzy nimi wymiany zdań, której temat byłby inny niż majątek i jego ewentualne zagospodarowanie. Sama parokrotnie starała się z nimi porozmawiać, wychodziła z inicjatywą, starała się ich kochać — nie potrzebowali tego.
Zdecydowanie za duży dla ich trójki penthouse w centrum Nowego Jorku był pełen złych emocji, niekończących się niedopowiedzeń i braku zrozumienia. Dom nie stanowił dla niej bezpiecznej przystani, a jedynie spróchniały pomost na jednym z najbardziej zanieczyszczonych jezior.
Nie chciała być tą pustą lalą, która uśmiechała się niewinnie na okładkach “Czarownicy”, francuskiego odpowiednika ”Sorcière” i innych mniej znanych gazetach prezentujących magiczną modę. Była jedynie marionetką, w której żyłach na jej nieszczęście płynęła krew wili.
Jej wzrok błądził bez celu po Wielkiej Sali. Pozwoliła sobie na moment zadumy wciąż starając się dojść do swojej pewności siebie. Wstrzymała oddech, kiedy On przykuł jej uwagę. Wszystkie wcześniejsze myśli, otoczone szarą, duszącą mgłą wyparowały. Stoły uczniów Wampusa były umieszczone na środku pomieszczenia tak, że miała na nich bezpośredni widok. Zdążyła już zapomnieć jak elektryzująco na nią działał. Bała się, że kiedyś nadejdzie moment, w którym ją przejrzy. Pod koniec poprzedniego roku była tego bliska, chociaż sama nie chciała tego przyjąć do wiadomości. Nie straci przy nim kontroli nad sytuacją, nawet jeśli będzie zmuszona posunąć się do nieczystych zagrań.
— Jak Twoje wakacje Gen? Widziałam Twoją nową okładkę. Przepięknie wyglądałaś! — zaszczebiotała Miranda. Wykrzywiła usta w najszczerszym uśmiechu na jaki było ją stać odwracając wzrok w stronę koleżanki. Prawie nie ruszyła kolacji wciąż słysząc w głowie odbijający się głos matki.
— Dziękuję kochana, cieszę się, że Ci się podobała. Moja mama już zdążyła ją oprawić. — zaśmiała się pod nosem na myśl o tym, że nie musiała chociaż w tej kwestii kłamać. Korytarz w ich mieszkaniu wyglądał niczym ołtarz Genevieve. Żaden ze sporadycznych gości nie wpadł na to, że to tak naprawdę jej odzienie było chlubą matki, nie ona.
Wychodząc otoczona koleżankami z domu starała się w pełni skupić na ich wesołych dygresjach i opowiadaniach, jednak wzrok mimowolnie błądził po twarzach wychodzących uczniów. Powstrzymała się przed przewróceniem oczami na własne rozkojarzenie. Odetchnęła niepostrzeżenie czując zirytowanie. Wszystkimi siłami skoncentrowała całą swoją uwagę na podróży do Egiptu swojej koleżanki.
Puste korytarze szkoły były ukojeniem. Cisza w nim panująca uspokajała po całym dniu kontaktów społecznych i bodźców uderzających w człowieka z każdej strony. Potrzebowała chwili dla siebie; musiała zebrać myśli, ułożyć je w odpowiednich szufladach, w szczególności te powodujące chęci sfingowania swojej śmierci i ucieczki tak daleko jak tylko mogła. Oddychała głęboko skupiając się na surowych zapachach szkoły. Uwielbiała tutaj przebywać. Nie miała pojęcia co się z nią stanie po ukończeniu nauki w murach Ilvermorny — jedynego miejsca, gdzie czuła się bezpiecznie, gdzie mogła kontrolować każdą sytuację, każdą relację i mogła podejmować własne decyzje.
UsuńDotarła na 1 poziom zamku, w którym znajdowała się łaźnia prefektów, jedno z jej ulubionych miejsc w całej szkole. Długie kąpiele w samotności efektywnie ją relaksowały. Zawsze miała przy sobie parę olejków zapachowych kojących zmysł węchu, wiele balsamów, maseczek dopełniających cały rytuał. Zatrzymała się na moment przy akwarium obserwując plumbki. Zazdrościła im wolności. Uśmiechnęła się smutno kręcąc głową. Była zła na siebie za swoje żałosne słabostki. Odetchnęła głęboko i ruszyła w stronę damskiej przebieralni umieszczonej przed wejściem do łaźni. Narzuciła na siebie jedwabny, beżowy szlafrok, a na posiniaczone stopy założyła klapki zagryzając wargę. Nigdy nie korzystała z maści leczniczych po zakończonym sezonie swojej pracy w modelingu. Pozwalała, aby same dochodziły do siebie a ból pozwalał jej na skupienie myśli. Buty należące do obowiązkowego mundurka zakrywały stopy, bal organizowany był co roku podczas wiosny, więc do tego czasu potrafiła doprowadzić je do stanu użytkowego. Na włosy założyła beżową klamrę, na rękę zarzuciła ręcznik i podniosła z ławki koszyczek z dodatkami kąpielowymi. Przeszła przez korytarz mijając po drodze męską szatnię i otworzyła drzwi do łaźni. Zmrużyła oczy uderzona w twarz gorącą falą pary. Rozejrzała się zdziwiona po ogromnej sali, która wyglądała tak jak zawsze, gdyby nie jeden, niespodziewany element. Przewróciła teatralnie oczami jak to miała w zwyczaju w jego towarzystwie czując wzrastającą irytację. Rowan siedział na środku wanny z rękoma założonymi na krawędziach w otoczeniu zachęcająco wyglądającej piany. Do jej nozdrzy dotarł przyjemny, męski zapach. Nie miała zamiaru zrezygnować z tak długo wyczekiwanego relaksu jedynie we własnym towarzystwie. Założyła ręce na ramionach wbijając w niego wyzywające spojrzenie.
— Czekałeś tu na kogoś? — spytała zaczepnie wskazując na wciąż otwarte drzwi łaźni. Starała się nie myśleć o tym, że pod chmurkami piany był całkiem nagi. Nadal pamiętała ich ostatnią kłótnię tuż przed zakończeniem VII roku, kiedy niemal rzuciła się na niego nie wiedząc czy chciała go udusić gołymi rękoma czy zerwać z niego wszystkie ubrania z szaleństwem do którego ją doprowadzał niemalże przy każdym z ich starć. Było w tym wszystkim coś uzależniającego. Jego obecność, drażniące nozdrza perfumy, niski i egocentryczny ton głosu i wyzywająca nuta w szarych oczach popychały ją w stronę niekontrolowanych wybuchów emocji. Przed poznaniem Rowana była stonowana, uczucia nie były aktywne, wszystko było czarno-białe, proste i łatwe do kontrolowania. Nienawidziła go za to, że jej to odebrał jednocześnie chcąc jeszcze raz pozwolić pochłonąć siebie przez jego aurę. Przy nim była tutaj i teraz. Zwróciła uwagę jak z mokrych kosmyków jego włosów spadały krople wody. Przechyliła głowę na bok z niecierpliwością czekając, aż męski głos wybrzmi wśród gorącej pary.
Calaena
Genevieve xD
UsuńBardzo dziękuję za przywitanie! Takie miłe słowa zawsze dodają skrzydeł, szczególnie, że nigdy nie byłam dobra w odgrywaniu ról kobiecych. Dobrze też wiedzieć, że Caiden nie odstraszyła od pierwszego zdania.
OdpowiedzUsuńRowan to dla mnie absolutnie fascynująca postać - chłodny, przenikliwy, a jednocześnie cholernie ludzki pod warstwą kontroli. Tyle w nim napięcia, że aż kusi, żeby Caiden próbowała je rozładować. Albo dolać oliwy do ognia. Już nie mogę się doczekać ich zderzenia, bo wchodzę w twój pomysł z całym zaangażowaniem.
Caiden Everton
Skoro pomysł był twój, to sprawiedliwie będzie, jak zacznę :)
OdpowiedzUsuńCaiden Everton
Chłonęła jego wzrok, który przenikał przez delikatny materiał odzienia, muskał nagą skórę i próbował obezwładnić. Pozwoliła sobie na tę krótką chwilę zatracenia, pochłonięcia przez jego silną aurę. Nie był pierwszym mężczyzną patrzącym na nią w taki sposób, zazwyczaj bycie w centrum uwagi skutkowało głazem uderzającym silniej niż matka. Paradoksalnie teraz czuła tylko satysfakcję; chciała, żeby ten moment trwał dłużej niż parę sekund. Pamiętała jednak obietnicę złożoną samą sobie, traktowaną niczym Wieczystą Przysięgę, zbyt ważną, by poświęcić ją na rzecz egoistycznych pobudek. Wszelkie słabości odpłynęły wraz z falą determinacji; każdy ból egzystencji, wszystkie emocje i traumy stały się niczym w porównaniu z chęcią… właściwie czego?
OdpowiedzUsuńPoczuła ponownie silny wzrok Rowana złączyny z jej własnym — obecnie zmiękczonym i owianym nieśmiałym uśmiechem, który wymalowała z łatwością na swojej twarzy. Machinalnie starała się zakryć odkryty dekolt na tyle nieudolnie na ile było ją stać. Spojrzała w dół lustrując materiał szlafroka chcąc potwierdzić swoje onieśmielenie. Nigdy nie zastanawiała się dlaczego jej patronus przybrał formę kameleona. Był jej odzwierciedleniem, zwierzęcym odpowiednikiem osobowości złożonej i niemożliwej do rozpoznania w żadnym środowisku. Zerwane połączenie spojrzeń trwające zaledwie kilka sekund było świadomym zabiegiem potwierdzającym zmieszanie, jednocześnie delikatnie, wcale nie drastycznie odwracającym uwagę.
Zaśmiała się nerwowo zamykając drzwi, jednak nie przekręciła klucza w drzwiach dając jasny sygnał na dołączenie do gry, którą sam Ashworth rozpoczął.
— Zostanę, co więcej oczywiście zaczekam i chętnie dowiem się czy na kogoś czekałeś.
Znalazła wzrokiem pufę stojącą tuż obok wejścia do ogromnej wanny. Ręcznik oraz starannie przygotowane przybory do kąpieli położyła obok siebie. Sama usiadła z gracją na pufie przypadkowo zapominając o delikatnie podniesionym materiale szlafroka odsłaniającym większą część jej ud. Pozwoliła na połączenie spojrzeń, na które tak długo czekała — czas nie istniał, sekunda była dla niej niczym wieczność — nie zdawała sobie sprawy jak bardzo potrzebowała tej szkoły, możliwości kontroli, wykorzystania wszystkich posiadanych umiejętności do kreowania rzeczywistości. Podporządkowywała się, pozwalała być górą, wyrażała zgodę na tłamszenie i wykorzystywanie jednocześnie pędzlem nasiąkniętym fałszem malując uśmiech. Wspomnienia lata były znaną częścią poświęcenia, które przychodziło jej dźwigać. Wyzwalająca różnica zestawiająca rolę, którą odgrywała w Ilvermorny a prawdziwą traumą miała znaczący wpływ na zakończenie. Mury zamku zwiastowały świadome wybory; podporządkowanie, tłamszenie, wykorzystywanie i górowanie nad nią było pod jej kontrolą. To wszystko było jedynie ułamkiem sekundy świetnie dźwiganym na przestrzeni lat. Siła polega na asymilacji; każda osobowość, sytuacja czy nawet szybka reakcja wymaga odruchów bądź dopasowania, w konsekwencji doboru odpowiednich słów, tak aby każdy, nawet ten starający się Ciebie zdominować finalnie wykonał ruch, którego chcesz.
— Jestem prefektem, muszę nadzorować ewentualne możliwości łamania regulaminu. — przez dodatkową sekundę utrzymała połączenie spojrzeń pozwalając jednej, niewinnej iskrze wyzwania przedostać się przez zbudowaną ścianę skromności.
Skręciła ciało w prawą stronę pozwalając jedwabnemu materiałowi żyć swoim życiem; sięgnęła do koszyczka z przyborami kąpielowymi. Chwyciła specjalną szczotkę z włosia jednorożca i delikatnie zsunęła klamrę z głowy. Doskonale zdawała sobie sprawę co potrafiła zyskać tym prostym gestem. Zagrała swoją rolę, mimo że jej ciało nie było niczym, czego się wstydziła znała Rowana na tyle, że wiedziała o jego chęci kontroli — pozwoliła mu być górą. Czesząc idealnie wypielęgnowane włosy zerknęła nieśmiało w jego stronę, ponownie uśmiechnęła się i nerwowo poprawiła spadający z ramienia szlafrok.
Wiedziała czego oczekiwała — z niewiadomych przyczyn chciała, żeby ją zdominował, prawdziwie przejął kontrolę, zrozumiał fałsz, dotknął jej ciała, przejął ją w całości.
UsuńWiedziała również, że doprowadzi do tego czego chce.
Starałam się skrócić <3
Gen
Cóż to za niemoralne propozycje matrymonialne tuż pod okiem narzeczonego? Skandal!
OdpowiedzUsuńChoć skoro narzeczonemu zdarza się...zabłądzić, może Remy powinna się podobnie odpłacić. Tyle, że ze względu na swoją przypadłość (bardziej niż ze względu na narzeczonego), raczej stroni od zbliżeń. Więc jeżeli cokolwiek, to prędzej jakaś desperacka eksplozja długo stłamszonej potrzeby, niż coś innego, choć niczego nie wykluczam :)
Możemy coś pokombinować na discordzie, wysłałam zaproszenie
Remy
Na granicy gaju, tam, gdzie światło nieba rozmywało się w cieniu splątanych konarów, Caiden stała w niemal teatralnym bezruchu. W dłoni trzymała memortka: maleńkie stworzenie o piórach w kolorze błękitu po deszczu, z delikatnymi, nierównymi białymi kropkami. Był cudownie lekki, niemal nierealny, jak sen, który udało się na chwilę zatrzymać, zanim uleci. Nie zdobyła go uczciwie. Użyła lekkiego czaru spowalniającego. Wystarczająco subtelnego, by nie zostawił śladów, ale skutecznego. Na meczach takie zagrania były surowo zakazane, ale poza boiskiem grała według własnych zasad. Zawsze nieczysto, zawsze trochę szybciej, bardziej przebiegle, niż wypadało. I właśnie to sprawiało, że była niezastąpiona. Reguły były tylko sugestią, jeśli w ogóle.
OdpowiedzUsuńPtak nie poruszał się już z paniką. Siedział teraz spokojnie w jej dłoniach, choć jego pióra wciąż drżały od niewidzialnego napięcia. Nie wydał żadnego dźwięku, ale jego obecność zdawała się niemal dźwięczna, jak cichy, lśniący sekret zamknięty między skrzydłami.|
Niebo nad głową powoli zaczynało ciemnieć. Chmury zbierały się niespiesznie, ciężkie i ołowiane, z poszarpanymi brzegami. Miały w sobie coś z obrazu i delikatnego ostrzeżenia: rozlane po niebie jak atrament, z którego ktoś zacznie zaraz malować burzę. Wiatr grał już po liściach, unosząc je jak teatralne kurtyny, a pierwsze błyski, ledwo widoczne w oddali, rozcinały niebo cienkimi jak żyłki niciami.
Caiden wciągnęła powietrze przez nos, powoli. Lubiła ten moment, zanim spadną pierwsze krople, zanim zagrzmi. Świat wtedy milknie, jakby sam nabierał powietrza do płuc. Wpatrywała się w ptaka jeszcze przez chwilę, zanim pozwoliła mu usiąść na przegubie dłoni. Pióra połyskiwały krótko w szarym świetle dnia. Przysiadł posłusznie, jakby sam zrozumiał, że właśnie odegrał swoją rolę w czymś większym, czego nawet nie pojmował. Ona zaś musiała zagrać swoją.
Profesor poprosił ją, by jak najszybciej schwytała ptasich uciekinierów, trzy drobne memortki, które zbiegły z zamku. Teoretycznie miała działać razem z Rowanem. Według wszystkich zasad współpraca dawała większe szanse na sukces. Ale dziewczyna nie cierpiała czekać na nikogo, zwłaszcza na kogoś, kto ją irytował osobą. Znała teren lepiej niż ktokolwiek i wiedziała, że szybciej pójdzie jej na własną rękę.
Przyspieszyła więc kroku, a serce ściskał wściekły zapał. Nie tylko żeby złapać ptaszki, ale żeby udowodnić, że nie potrzebuje pomocy Rowana. W tej chwili, mając jednego memortka w garści, czuła, jak adrenalina miesza się z dumą i rozbawieniem. Nie dlatego, że to tylko ptak, ale dlatego, że znów wykonała coś po swojemu, na przekór wszystkim. Ten mały sukces był jak cichy sprzeciw wobec wszystkich oczekiwań i reguł, które ją ograniczały. Miała nadzieję, że chłopak niedługo do niej dołączy, choć trochę się tego bała, bo współpraca z nim była jak balansowanie na krawędzi, pełna niewypowiedzianych napięć i nieprzewidywalności.
Caiden wpatrywała w zdobycz. Ptaszek był tak delikatny, że mogła poczuć niemalże jego ciepło pod skórą. Nie wydawał żadnego dźwięku, ich sekretna natura sprawiała, że życie w ciszy było dla nich naturalne. Wszystko to zdawało się na chwilę zatrzymać: szare, ciężkie chmury nadciągały na horyzoncie, zapowiadając burzę, a świat wokół niej stawał się cichszy i bardziej napięty. Była pochłonięta tym ulotnym pięknem, tym błękitem, tym delikatnym pulsowaniem życia, które zdołała zatrzymać na swoich dłoniach, że nie zauważyła, jak na ścieżce wyłoniła się postać Rowana, który pędził w jej stronę z rozczochranymi włosami, jakby sam wiatr go popędzał.
Jej serce zabiło szybciej, nie tylko z powodu nieuchronnej burzy nad nimi, ale i z powodu tej nieoczekiwanej obecności, która mogła zmienić całe popołudnie
— Kolejny czarodziejski kataklizm w drodze — mruknęła na tyle głośno, by to usłyszał.
Caiden Everton
[Hejka! Dziękuję za ten komentarz pod kartą Manon. Cóż, dla mnie jest zrozumiałe, że Rowan interesuje się nieco innymi dziedzinami niż sama transmutacja. Dla samej Manon – jest to nieco mniej zrozumiałe. Ale te rozważania zostawimy sobie na potencjalną grę w przyszłości!
OdpowiedzUsuńA jestem bardzo chętny na wspólne pisanie, bo nawet ta krótka objętościowa karta kupiła moją uwagę już we wcześniejszej, lekko zmienionej pod potrzeby innego bloga formie. Tutaj co prawda relacja będzie nieco inna, ale myślę, że nawet takie nauczycielsko-uczniowskie wątki mogą być interesujące. Powodzenia ♥]
Manon
[Autorsko dziękuję za powitanie
OdpowiedzUsuńMyślałam intensywnie od dłuższego czasu nad tą panną (i paroma rozmowami na czacie) i nie mogłam sie zdecydować. Czekam namiętnie na kolege z domu - podglądałam >.< nie bić, bo się jeszcze zamknę i nici ze szlabanu będzie heh.
Coś czuję, że będzie czuła presję, by wszystkiemu sprostać i podołać i się przy okazji nie zbłaźnić]
Tsubaki
W tym dormitorium musi być gorąco, nie ma innej opcji. Ciekawe czy chodzą chociaż wysapni.
OdpowiedzUsuńVictorius Calenbach