piątek, 20 czerwca 2025

[KP] Puste łóżko mi po tobie pozostało...


Sarume Tsubaki
Dziecko grudniowe / Imię oznaczające kamelię - Japonia / Kyoto - Obcokrajowiec - Czysta krew - Rodzina z pokolenia na pokolenie zajmująca się uzdrawianiem oraz tańcem świątynnym - Osłabiona odporność fizyczna - Pukwudgie - Powtarzana V klasa - 12 i 3/4 cala, buk, włos z ogona jednorożca, bardzo giętka - Patronus: lis śnieżny niebieski. - Bogin: puste łóżko - W szkole towarzystwa dotrzymuje jej sowa płomykówka Shira, ale w domu czekają na nią dwa oswojone kruki - Eliksiry i transmutacja są na jej czarnej liście przedmiotów do nauczenia - z pozostałymi radzi sobie jako tako - dodatkowymi przedmiotami są: uzdrowicielstwo i wróżbiarstwo.

tysiące kwiatów
ale ta jedna róża
będzie dla ciebie

♦♦♦

Plac zabaw koło szkoły podstawowej
Zadziałała instynktownie. Któreś z dzieci się przewróciło na betonowej ścieżce i mocno rozbiło kolano, tak że krew się polała. Jakby pod wpływem impulsu wyciągnęła rękę nad raną i ta... zniknęła. Jakby jej nigdy nie było.
Tsubaki nie do końca wiedziała co się stało i jak to zrobiła. Była niemniej zaskoczona co reszta rówieśników, ale takiej reakcji się nie spodziewała.
— Wynoś się! Nie chcemy cię tutaj!
— Ale dlaczego? Ja nic nie zrobiłam. Chcę się z Wami bawić — zaperzyła. — To jest plac dla wszystkich. — próbowała tłumaczyć po swojemu. Tyle, że była jedną na placu boju i nie za bardzo wiedziała, co powinna uczynić w tej sytuacji. Nikt się za nią nie wstawił.
— Wynocha, czarownico! — któreś ze starszych dzieci wzięło do ręki kamień i rzuciło w nią, boleśnie raniąc w czoło. Czuła spływający po skórze, wąski strumyczek krwi. Przytrzymała się czoła, rozmazując przy tym trochę krwi.
— Patrzcie! Znowu to zrobiła! — ktoś zauważył przerażony. — Potwór!
Sama była wstrząśnięta, nie mniej niż rówieśnicy, jednakże trudno było wytłumaczyć coś, czego sama nie rozumiała. Chcąc nie chcąc, nieszczęśliwa zabrała swoje rzeczy w powstałej ciszy i zabrała się do domu znajdującego się blisko świątyni, w której mieszkała rodzina, od pokoleń zajmująca się tym przybytkiem. Gdy przechodziła koło nich, wszyscy się odsuwali jakby miała ich czymś zarazić. Potem sprawę sprawnie uciszono, jednak żal pozostał. Jedyną przesłanką odnośnie tego incydentu był fakt, że w późniejszych latach został przekształcony w legendę miejską.

Ale to był dopiero początek. 

Takie sytuacje powtarzały się wciąż i wciąż przez kolejne kilka lat. Przyzwyczajała się do samotności i ostracyzmu. Nic nie zapowiadało polepszenia, więc w pewnej chwili zachciało się jej to skończyć, przestać gonić za czymś co było nieosiągalne. Blizny jednak pozostały. Aby się odseparować, ukrywała się w najdalszych zakamarkach świątyni, albo zamiatała przed budynkiem z głową spuszczoną w dół jakby chciała zamienić się w element krajobrazu. Czasem zamykała się w czeluściach biblioteki przesiadując tam niekiedy całe dnie. Rodzina była zadowolona z jej udawanego zaangażowania i pracowitości, natomiast ona niekoniecznie się czuła w roli przyszłej głównej kapłanki świątynnej. Nie była przekonana czy to jej właściwe miejsce.

♦♦♦

Późna zima. List z Mahoutokoro. Korespondencja z Ilvermorny.
Za oknem robiło się szaro. Noc powoli zastępowała dzień a ona czuwała przy łóżku schorowanej matki.
— Mamo? Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałaś, że jest tak z tobą źle? Dlaczego kryłaś przede mną coś w tak ważnego? Dlaczego!... — jak głupia robiła wyrzuty — Na łożu śmierci wyznajesz prawdę a co niby ja mam z nią zrobić? 
Tych "dlaczego" było więcej. Jednak dawano też wybór, że zostania kimś innym niż przejęcie świątyni. 
— Przepraszam córeczko...
— Tylko tyle masz mi do powiedzenia?
Matka na chwilę zamilkła, by zebrać myśli.
— Od pokoleń się tym zajmujemy 
 Naburmuszyła się a matka milczała.
— Więc to prawda? Ja naprawdę jestem wiedźmą? Te wszystkie opowieści nie były wyssane z palca?
Wpatrywała się w jej wymizerowaną twarz, nie mogąc wykrztusić tego słowa. Czy wypowiedzenie innych słów jest teraz właściwe? Trudne pytanie. Zamknęła oczy na chwilę, by to jakoś przetrawić.
— Córeczko... 
Westchnęła ciężko. Nie umiała długo się gniewać.
— Hmmm ?
— Kocham cię.
— Proszę mamo... musisz odpoczywać jak lekarz ci zalecił.
Uśmiechnęła się do niej z przymusu.
— Spotkamy się po drugiej stronie — wyszeptała przymykając powieki. — Zawsze umiałaś o siebie zadbać.
— Nie mów tak. Wyzdrowiejesz — powiedziała stanowczo, acz wiedziała, że chciała tylko siebie przekonać do tej myśli, iż z matką będzie dobrze i wyzdrowieje. — Wcale tak nie będzie — dodała już szeptem, gdy rodzicielka zasnęła.
— Dziękuję ci za wszystko mamusiu — wymamrotała coś podobnego do pożegnania. To była ich ostatnia noc. Następnego dnia zmarła nad ranem, pozostawiając pustkę w sercu. A chciała jeszcze tyle się jej zapytać.

Po tym nastąpił typowy rozgardiasz w przygotowaniu pogrzebu. Sama uroczystość była dosyć skromna i krótka. Przybyło niewiele osób, gdyż matka nie chciała wielkiego tłumu. Następne dni następowały jedne po drugim, zlewając się w jedno. Zabrała się do pracy, by myśli skierować gdzie indziej. Czas leciał. Tylko niekiedy łapała się na tym, że patrzyła na jej puste łóżko dłuższy czas.


Równocześnie w tym samym czasie otrzymała list z Mahoutokoro. Nie wiedziała, czy ma się z tego cieszyć czy płakać? Chciała zrezygnować ze szkoły, bo myślała, iż nastąpiła jakaś pomyłka. Że niby ona - czarownicą?, ale dziadek ją namówił, bo tam pojechała. 
Jakoś sobie w niej radziła, oscylując między zadowalającym a powyżej oczekiwań, ale nie wkładała tam swego serca. Nie myślała na serio o karierze magicznej. Raczej był to dla niej dodatek, który poszerzał jej wiedzę z zakresu materiału, którego normalnie by raczej nie doświadczyła. Myślała, że to już koniec zmartwień, ale nie - w piątej klasie ciężko zachorowała i musiała przerwać naukę na czas leczenia - na bliżej nie sprecyzowaną chorobę. Podobno ktoś ją przeklął - takie chodziły pogłoski. Egzorcyzmy nie pomagały, raczej klątwą to nie było. Lekarze przebąkiwali, że była wycieńczona psychicznie i potrzebowała odpoczynku. W tamtym czasie była cieniem człowieka. Paradoksalnie, mimo wrodzonych zdolności w zakresie uzdrawiania, sama nie była w stanie się uleczyć. Próbowała, ale chyba za dużo rzeczy w krótkim czasie się nagromadziło i teraz zbierało swoje żniwo. Początkowo przebywała w japońskim szpitalu, ale gdy leczenie nie odnosiło żadnego skutku postanowiono, że przeniesie się do Ameryki. Może tamtejsza kuracja, no i co najważniejsze: zmiana środowiska, by pomogła. 

Gdy zaczęło jej się polepszać, rodzina stwierdziła, że może już wracać do kraju, aby naukę dokończyła tam gdzie zaczęła, jednakże Ameryka wydawała się tak różnorodna kulturowo, że ubłagała rodzinę o pozostaniu na miejscu jeszcze przez jakiś czas. Mogła przy okazji podszkolić swój angielski, w którym sobie nie radziła. Nie mówiąc już do swej awersji do ludzi. Nowy kraj - nowe możliwości - próbowała siebie samą przekonać. Nie było sensu zamykać się w sobie jeszcze bardziej niż do tej pory. Na dobrą sprawę nie musiała kończyć edukacji, ale nie lubiła przerywać w połowie tego co zaczęła i po cicho wysłała listy do dyrektorów najbliższych szkół magii z prośbą o przyjęcie, opisując w nich zaistniałą sytuacje.  

W listach były takie zdania jak: To, że nie chciała kończyć nauki w Japonii, to że wolałaby zostać na miejscu i tu powtarzać klasę, na której się zatrzymała i poznać nowy świat mimo jej odmienności kulturowej - tego typu informacjami określała swoją deklaracje kontynuowania nauki w Stanach. To czy się oswoi z codziennością czas pokaże, ale nie chciała za szybko wracać do domu. Świątynia pociągnie bez jej pomocy jeszcze długo a tak pozna kawałek świata i wtedy będzie wiedziała czy warto było poznać oba światy. A w zasadzie to nawet i trzy: normalną, świątynną i tą magiczną.

Do której należała? 
----------
Cześć!. Nie wiem, co mi z niej wyszło-ale o oto jest sobie Tsubaki. KP nigdy mi dobrze nie wychodziły - zatem cudem nie jest ten twór powyżej ;/
Zapraszamy do wąteczków i powiazań wszelakiej maści.
💬las.jest.moim.domem@gmail.com

5 komentarzy:

  1. Ależ klimatyczna duszyczka z tej Tsubaki, bardzo lubię tę mieszankę delikatności i wewnętrznego ciężaru postaci. I właśnie to ją łączy z Charlesem, oboje są jak osobne światy, które trudno zrozumieć z zewnątrz.

    Przyznam, że bardzo jestem ciekawa, co by wyszło z połączenia tej dwójki. Życzę Ci mnóstwa weny, bo widać, że Tsubaki ma jeszcze mnóstwo historii do opowiedzenia.

    Charlie Thornewell




    OdpowiedzUsuń
  2. No pięknie. Delikatna, zamyślona, tajemnicza... aż chce się ją zostawić w spokoju i niech medytuje w świetle księżyca. Tylko że ja nie umiem zostawić w spokoju takich jak ona. Mam dwie postacie: Victora, wiecznego buntownika na miotle, oraz Caiden, królową manipulacji z ironicznym uśmiechem. Może trochę przewrócimy jej świat do góry nogami, żeby poczuła, że nie jest zupełnie sama?

    Ps. Uważaj, bo ją sobie przygarnę fabularnie i nie oddam.


    Caiden Everton i Victorius Calenbach

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja już pisałam, że bardzo podoba mi się jej kreacja pod względem przyziemności i tego, że nie widać w niej krzty wyidealizowania. Dzięki temu ma się wrażenie, że to postać z krwi i kości, która wniesie w dom Pukwudgie swoją troskę, empatię i zagraniczny sznyt. Niech udowodni innym uczniom, że Pukwudgie to też ciekawe ludki (bo na ten moment mamy ich na blogu najmniej). Życzę udanych wątków i witamy panienkę z obczyzny!

    Rowan

    OdpowiedzUsuń
  4. Na szybko mam dwie wersję:
    Victor wpada w tarapaty, łamiąc regulamin (bo jak inaczej?), a nauczycielka łapie go na gorącym uczynku. W obronie własnej, wskazuje na Tsubaki, bo była świadkiem i teraz ona może go wydać albo zaryzykować, ale bez możliwości odwrotu, a chłopak w podziękowaniu wyciągnie ją gwałtownie z samotności, z wielkim hukiem i nawet przy wybuchach fajerwerków, bo u niego wszystko jest na pełnej petardzie. Victorius ma dobre intencje, pewnie będzie chciał pokazać jej, że życie może być bardziej kolorowe i mniej samotne. Kto wie, może przy nim poczuje się bardziej częścią tego magicznego świata a nie tylko cichą obserwatorką.
    A Caiden pewnie poprosiłaby Tsubaki o drobną przysługę, takie niewinne kłamstewko w słusznej sprawie. Bo mój rudzielec to mistrz obserwacji i na pewno nie przepuści okazji, żeby przetestować, gdzie u Tsubaki są granice. Taka trochę prowokatorka z dobrym sercem, która może wyciągnąć ją z cienia na swój nieco przewrotny sposób. Daj znać co myślisz, bo możemy kombinować dalej.


    Caiden&Victorius

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki za pomysł, ale niestety myśl o tym, że Tsubaki go olała, raczej odpada, bo Charlie to introwertyk, nie ugania się za dziewczynami, a i one raczej nie zwracają na niego uwagi, więc takie olewanie nie miałoby sensu. Do tego ma już swój obiekt obsesji, więc miejsca na „ignorowanie” nie ma ;)

    Ale bardzo podoba mi się ten pomysł z zaklęciem i tym, że dziewczyna mu pomogła, a potem zniknęła jak cień, można iść tym tropem, bo takie zniknięcie doda jej tajemniczości i rozbudzi nieco jego ciekawość.

    Charlie Thornewell

    OdpowiedzUsuń

© Szablon stworzony przez LeChat dla Ilvermorny Castle · Technologia: blogger · Obowiązujący kanon na blogu: HP