niedziela, 1 czerwca 2025

[KP] Prawda, która nigdy nie istniała

















Caiden Everton

Wampus • VII rok • półkrwi • pasjonatka quidditcha: szukająca • astronomia, transmutacja, obrona magiczna • sztuki magiczne, wróżbiarstwo • różdżka z sekwoi, 12 cali, włókno z serca bystroducha • 

Na pierwszy rzut oka dziewczyna jak z kartki jakiejś romantycznej powieści. Rude włosy, zbyt gęste, by je ujarzmić, często rozsypane na ramionach. Twarz o delikatnych rysach: subtelna, blada, z jasnymi oczami, w których odbija się świat. Tylko że nie w taki sposób, jak u innych. W jej oczach świat się rozbiera, rozkłada na części, jakby był maszyną, którą można rozmontować jednym spojrzeniem. Jest świetnym obserwatorem. Widzi rzeczy, których inni nie dostrzegają. Kto się waha, kto kogo nie lubi, kto kłamie gorzej niż ona. W świecie, gdzie każdy coś ukrywa, ona jest największym sekretem. Mała, niepozorna, rzekomo krucha. To kłamstwo numer jeden. 

Nie ma w niej nic prawdziwego. Od lat odgrywa tę samą wersję siebie, stworzoną z półprawd, wymyślonych historii, wygodnych ofiar i wypranych wspomnień. Nauczyciele uważają ją za rezolutną, błyskotliwą, wrażliwą. Niektórzy ją nawet podziwiają. Idioci. Caiden kłamie z zimną krwią. Kłamie, bo to działa. Bo prawda nie daje jej żadnej kontroli. Bo chce zobaczyć, jak ludzie łykają haczyk i sami zaciskają sobie pętlę. Czasem kłamie, bo może. Bo nikt jej nie sprawdza. Bo wszyscy chcą wierzyć w wersję, którą im daje. Zbudowała siebie od zera. 

Nie siedzi w kącie. Nie jest tą cichą, dziwną dziewczyną z książką w ręku i aurą tajemnicy. Śmieje się najgłośniej. Mówi najwięcej. Ludzie garną się do niej jak ćmy do światła, bo ma coś, co sprawia, że przy niej wszystko wydaje się ciekawsze, intensywniejsze, żywe. Ma dobrą gadkę. Taką z pazurem.  Jest wyszczekana. Trochę za bardzo. Wie, kiedy rzucić ironią, kiedy przytulić, kiedy zażartować z nauczyciela tak, żeby wszyscy wyli ze śmiechu. To nie chamstwo, to wyrafinowana zuchwałość, która sprawia, że nawet nauczyciel się uśmiechnie, choć właśnie ją upomniał. Nie potrzebuje zamykać się w sobie, by manipulować. Wręcz przeciwnie, jej siła leży w otwartości. I dlatego jest taka autentyczna. 

Potrafi być bezbronna, łamliwa, przerażona i jednocześnie nie traci ani grama władzy nad sytuacją. Bo to nie jest prawdziwa słabość. To pokaz, dawka dokładnie odmierzona jak lek. Tyle, ile trzeba, by ktoś się do niej zbliżył. By chciał ją uratować. Dlatego jej kłamstwa nie są spektakularne, są za to małe, osobiste, emocjonalne. Sprawiają, że chce się ją chronić, a nie demaskować. I nie chodzi o to, że Caiden nie ma emocji, po prostu umie je odgrywać lepiej, niż je czuć. 

Dla każdego ma inną wersję siebie. I każda jest wiarygodna. Dla grona pedagogicznego jest bystra, nieco chaotyczna, ale ambitna. Taka, co miała trudne dzieciństwo, ale walczy o swoje. Dla przyjaciółek - lojalna. Taka, która wie, kiedy trzeba powiedzieć „rozumiem cię”, a kiedy lepiej zamilknąć i przytulić. Dla chłopaków nigdy w pełni obecna, ale zawsze kusząco bliska. Jest rywalką na boisku. To role, które napisała, wyreżyserowała i gra do perfekcji. Bez zająknięcia. Bez wpadek. Pamięta, co powiedziała trzy tygodnie temu wychowawczyni. Wie, jaką historię opowiedziała koleżance z ławki. Wie, kto myśli, że ma depresję. Kto wierzy, że ją zostawił ojciec. Prawda? Gdzieś tam jest. Ale ukryta pod warstwami wersji, które lepiej rezonują z ludźmi. Bo Caiden nie ufa, że bycie sobą wystarczy. Ludzie ją uwielbiają. Nie wszyscy oczywiście, bo jest jeden taki, co patrzy inaczej. Jakby wiedział, że coś tu nie gra, tylko jeszcze nie wie co dokładnie. Prowokuje ją, jakby robił to dla sportu. I to ją wkurza. Bo on nie kupuje żadnej z jej wersji. I jak na każdą dobrze napisaną historię przystało, jest też jedna nauczycielka. Taka, co od pierwszego dnia coś wyczuła. Może ton głosu, może uśmiech, który trwał ułamek sekundy za długo. Może to, jak Caiden dokładnie wiedziała, co powiedzieć, by wzbudzić sympatię wszystkich dookoła oprócz niej. I ta nauczycielka jej nie lubi, chociaż nie ma nic namacalnego, żadnych zarzutów, które mogłaby postawić otwarcie, tylko to dziwne uczucie, że ktoś tutaj nie mówi całej prawdy. Ale Everton nie musi być lubiana. Chce być tylko wiarygodna. I dla większości jest. A to czyni ją bezpieczną. 

[TO MÓJ EKSPERYMENT BLOGOWY - PIERWSZA DZIEWUCHA STWORZONA OD NIEPAMIĘTNYCH CZASÓW. NIE WIEM CZY PODOŁAM, WIĘC PROSZĘ O WYROZUMIAŁOŚĆ <3 POMYSŁY I POWIĄZANIA OD RĘKI, NA CUDA TRZEBA TROCHĘ DŁUŻEJ POCZEKAĆ.]

13 komentarzy:

  1. Cześć :) Miałam wejść na bloga tylko przelotem przy swoim aktualnym niedoczasie, no ale... nie da się! Jak taką ładną postać podrzuciłaś na stronę główną, to po prostu nie sposób przejść obok niej obojętnie. I nie mówię tutaj o urokach wizualnych panny Caiden, a o charakterze i potencjale, jaki kryje się w tej bohaterce. Niezwykle podoba mi się jej ciemna strona osobowości, którą nie ukrywam, że mój Rowan z chęcią by „zgłębił”, w tym względzie, że chciałabym sprawdzić, jak nasze postacie na siebie rezonują.

    Na tyle, na ile wyczuwam Rowana, to:

    1. Caiden zapewne wyciąga z niego więcej bezpośredniości i szczerości. Czuję, że przy niej Rowan podświadomie sprawdzałby grunt i byłby wyczulony na jej zachowanie, widząc, że kłamie – sam jest manipulatorem, więc takie rzeczy zauważa, choć nie chcę robić z tego motywu overpower, więc założyłabym, że totalnie nie potrafi jej rozgryżć – wie jedynie, że są elementy wizerunku, które nie pasują mu do układanki, ale nie wie, które to z nich i ich szuka.

    2. Istnieje prawdopodobieństwo, że Caiden, wchodząc w tryb bezbronnej osoby, działa mu na nerwy. Rowan jest uczulony na brak samodzielności i szukanie pomocy u innych (sam ceni sobie ambicję) i zwyczajnie uważałby, że ta forma gry jest... poniżej jej poziomu? Może nawet wykorzystać ten motyw do rozgrywki, co Ty na to?

    Mam pomysł taki, że Rowan jako prefekt musiałby wyłapać trzy memrotki, które zbiegły do ogrodów Ilvermorny z pokoju Pukwudgie z winy jednego z Wampusów (który w tym czasie był u dyrektora). Caiden jako szukająca Quidditcha też została do tego zadania przydzielona jako pomoc. I teraz doszłoby do tego, że dwa mieli już złapane, a jeden wyleciał za do gaju/Przyczajonego Lasu (za chatkę gajowego). Caiden może udawać przerażoną perspektywą wejścia do Lasu, a Rowan może zbyć jej „grę” jakimś chamskim komentarzem w przepływie irytacji? I to byłby punkt startowy, żeby zobaczyć, jak grają nasze postaci.

    Daj znać, czy masz chęć na grę (po moim urlopie lub wcześniej, jeśli uda mi się ogarnąć prywatę).


    Rowan Ashworth

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo bogato zbudowana postać. Podoba mi się jej wielowymiarowość i fakt, że dla każdego może być kimś innym, więc tak naprawdę najlepiej da ją poznać dopiero fabuła. Jest totalnym przeciwieństwem Chani, która zdaje się być dokładnie tym, kogo prezentuje, jak w otwartej księdze. xD

    Psssst, uwielbiam imię Caiden <3

    I dzień dobry.


    Chani

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja kartę chwaliłam już zarówno podczas sprawdzania, jak i mailowo, w związku z tym chyba wyczerpał mi się już zapas komplementów dla Ciebie. ^^" Uznałam jednak, że nie może mnie tu zabraknąć, więc oficjalnie: witajcie na blogu i postarajcie się nie przewrócić zamku do góry nogami. <3 Proszę zarówno w imieniu prefekta, jak i swoim. :D Już nie mogę doczekać się wspólnego tworzenia. Mam nadzieję, że będziecie się z Caiden wyśmienicie bawić na blogu!

    ja i naczelny, bo każe o sobie wspomnieć

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć! Nie mogę odpuścić wątku z Twoją panią, ponieważ jakże dużo nasze dziewczyny mają ze sobą wspólnego! W zasadzie czytając (jednym tchem z oczywistą przyjemnością) kartę Caiden - miałam wrażenie, że opis idealnie pasuje również do mojej Genevieve. One albo się pokochają, albo znienawidzą, co daje nam ogromne pole do popisu :D
    Jeśli masz ochotę zapraszam na burzę mózgów, mam już parę pomysłów w głowie.
    Tymczasem życzę owocnego wątkowania i świetnej zabawy!


    Genevieve

    OdpowiedzUsuń
  5. Śmiało można zadbać o rozładowanie emocji lub ich wzmożenie - na co tylko ma ochotę Caiden. Im więcej będzie się dziać w wątku, tym lepiej. Uwielbiam slow&burn, dramy i generalne, emocjonalne wycieczki w narracji.

    Masz chęć nam zacząć z podrzuconym pomysłem? Jeśli nie, to ja mogę rozpocząć wątek, tylko mam jeszcze w kolejce Hasti i Rosaire'a, więc może mi to ciut dłużej zająć przy aktualnym pobycie w szpitalu.


    Rowan

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam pewien pomysł relacji naszych Pań, myślę, że najłatwiej byłoby ustalić ważne kwestie na mailu — zapraszam na vulnerasanenturgirl@gmail.com <3
    Geneveieve

    OdpowiedzUsuń
  7. Parsknęłam śmiechem na tego "bezczelnego"... Cudowne. Niech ona mu to kiedyś naklei na plecy albo przekona do tego pierwszorocznych. Błagam. A tak poza tym, to zamieniamy się z Vincentem w słuch. 👀

    VINCENT ROCHE

    OdpowiedzUsuń
  8. Taka to koleżanka z drużyny, co podkrada narzeczonych! Oddaje ich chociaż jak się znudzi? Czy rzeczywiście trzeba się będzie pojedynkować? Bo jeśli tak... to obawiam się, że Remy odda walkowerem i poczeka aż narzeczony sam wróci. Wilk gryzie i to bez większego ostrzeżenia, za to Remy (przynajmniej gdy jest spełna rozumu) raczej bywa ciężka do sprowokowania.

    Remy

    OdpowiedzUsuń
  9. Caiden już zdążyła namieszać, nawet się nie musiała starać zbytnio. Swoją drogą, nie polecam spacerków przy pełni księżyca w Przyczajonym Lesie. Nie wiecie, że tam podobno wilkołaki bywają widziane? Co gorsza, mogą podsłuchiwać.
    A ja zapraszam na discorda najchętniej, jeżeli mamy coś tworzyć.

    Remy


    OdpowiedzUsuń
  10. [Hej, hej! Dziękuję za przywitanie i cieszę się, że Manon wypada autentycznie. Gorzej, że przypomina nielubianą nauczycielkę chemii! Wyidealizowane postaci zdecydowanie nie są w moim typie, zresztą – nudno pisać kimś krystalicznie czystym.
    Myślę, że to też powód dla którego tak podoba mi się postać Caiden. Niejednoznaczna z niej pannica i jestem ciekawy, na ile pod płaszczykiem tego wszystkiego kryje się w niej ciemności. Jeśli chodzi o wątek, to bardzo chętnie! Manon z pewnością pasuje do wspomnianej w karcie roli podejrzliwej nauczycielki, która nie lubi Caiden. Masz pomysł na jakieś okoliczności wątkowe?]

    Manon

    OdpowiedzUsuń
  11. [Chodź namieszać nam w życiu, zdecydowanie tego potrzebujemy - rozdzka.b.lestrange@gmail.com ]

    Najgorszy nauczyciel

    OdpowiedzUsuń
  12. Wybacz, trochę się “odrdzewiam”, następny odpis będzie lepszy.

    W granicach gaju czuć było tętniący oddech natury.
    Tchnął on życiem, bujnością roślinności i odrobiną zawieszonego w aurze mistycyzmu. Przestrzeń ta utkana była również magią. Zaszyta w odmętach szkolnych zgliszczy, budziła jeśli nie sam podziw, to przynajmniej szacunek wobec przyrody. Ta bowiem, wypełniona obecnością żywych, czarodziejskich istot, nigdy nie zamierała – zawsze pozostawała w żywotnym pędzie. Fascynowała młodych magów na tak wiele sposobów, że choć sam Rowan nigdy nie przepadał za przyziemnością zajęć z magizoologii, nawet on musiał przyznać, że w przestrzeni gaju, otoczony przez naturalny rytm dnia, czuł się dziwnie spokojnie. Jakby każda jedna cząstka w przestrzeni miała tutaj swój porządek i cel, i jakby on w tym porządku również się zawierał, wypełniając gaj ludzką obecnością (dla równowagi do innych, zauważalnych tu kształtów).
    Tymczasem pęczniejące wokół mięsistości florystycznych tkanek – tj. trawa, krzaki i drzewa – przy trwającym wrześniowym wietrze poruszały się miarowo, przypominając swym rytmem powolne bicie serc. Korony drzew chyliły się przy tym ciasno ku sobie, jakby chciały się do siebie wzajemnie przytulić i utrudniając dojście światła do twarzy Rowana, rzucały na nią rozległy cień. On sam natomiast, nieporuszony, ze skrajnie studzonymi emocjami, przyglądał się cierpliwie jednej z gałęzi, na której siedział w iście sielankowym nastroju pewien nieokrzesany memrotek. Jego towarzysza zdołał uchwycić do magicznej klatki kilkanaście minut temu, wabiąc go za pomocą iluzji, imitującej samicę memrotka. Z drugim przedstawicielem tych niemych ptaszków było nieco trudniej. Nic nie zapowiadało, by obraz żeńskiej przedstawicielki gatunku, prężącej skrzydła w klatce, miał w jakikolwiek sposób przekonać ptaszynę do zejścia z korony drzew. Ostatecznie więc, po dłużącej się próbie wywabienia go spomiędzy liści, Rowan zrezygnował, pozwalając iluzji zniknąć, a raczej rozmyć się w przestrzeni jak poranna mgła.
    Jednocześnie, co robił z wyszukaną precyzją, podnosił różdżkę do góry, gotów wypowiedzieć kolejną inkantację, gdy w tle, jak złowieszczy chichot losu, odezwało się pierwsze grzmotnięcie pioruna i rozpasło się dźwiękiem w przestrzeni, jak ciężkie bydle, którego nijak nie dało się zignorować. Brzmienie to od razu przestraszyło memrotka, który spłoszony i wybity z pantałyku, uleciał do chmur.
    Reakcja Rowana była natychmiastowa. Przełożenie nogi przez drążek miotły trwało krótkie sekundy, towarzyszyło mu schowanie różdżki do kieszeni płaszcza i odłożenie drugiego, zamkniętego memrotka na trawę, co zwiastowało nie tylko koniec czarów, ale również nieudolną pogoń za małym uciekinierem, zwiewającym gdzieś w głąb gaju.
    Ashworth doskonale zdawał sobie sprawę ze swoich słabości (jedną z nich było latanie na miotle), nie potrafił jednak wyzbyć się wrażenia, że jeśli teraz nie popędzi za drżeniem błękitnych skrzydeł, za chwilę zupełnie straci je z oczu, a próba uchwycenia memrotka spali się na panewce. Podobnych rozwinięć wieczoru wolałby uniknąć, dlatego też, by zacisnąć klamrę kontroli na stworzonku i zamknąć cykl dzisiejszego dnia, bez większego namysłu poleciał za memrotkiem między pnie.
    Korony drzew stawały mu na drodze nieustannie, mobilizując go do obowiązkowego ich wyminięcia, a mimo tego, to dopiero wylot poza pas piętrzącej się zieleni - tam gdzie przebywała Caiden - okazał się prawdziwie problematycznym zadaniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyminął ją na miotle z pozoru zupełnie bezkolizyjnie. Wystarczyło jednak jedno jej zdanie, by w istocie sprowadzić na nich prawdziwy kataklizm. Zlepek uszczypliwych słów Caiden chwycił bowiem w uszy bezwiednie, dając się rozproszyć. Oczy powędrowały wtedy automatycznie za nią, mimo że właściwie miał ją już za plecami, a w kolejnej sekundzie zdał sobie sprawę z tego, co to oznaczało - oglądając się za siebie, zwolnił i stracił z widoku memrotka. Gdy powrócił spojrzeniem do drogi przed siebie, było już za późno: nigdzie go nie było.
      — Na brodę Merlina, Caiden… Czy musi Ci się zbierać na autorefleksję akurat wtedy, gdy druga strona towarzystwa próbuje wykonać zadanie? — Z łatwością zmienił kontekst jej wypowiedzi, przekręcając jej słowa i jednocześnie to z niej tworząc wspomniany “czarodziejski kataklizm”.
      Przy tym zrezygnował ostatecznie z pościgu. Zatrzymał się na ziemi, zeskakując wściekle z miotły.
      — Repello Spatium! — dodał zdroworozsądkowo, wyciągnąwszy różdżkę, by szybko utworzyć na najbliższej przestrzeni barierę odpychającą wszystko i wszystkich, którzy ewentualnie próbowaliby poza tę przestrzeń wyjść.
      — Chyba poleciał w stronę Przyczajonego Lasu. Teraz to możemy pomarzyć o szybkim powrocie do zamku.
      Głos nie współgrał z dynamicznością wcześniejszych gestów: przypominał chrzęszczący pod butami piasek, przesypujący się wolno i nierówno. Niby niegłośny, pozostawiał pewną twardość w rozmowie. Oschłość, która wkradła się między poły rozmowy już na starcie.
      — To co, idziesz do lasu pierwsza?

      Rowan

      Usuń

© Szablon stworzony przez LeChat dla Ilvermorny Castle · Technologia: blogger · Obowiązujący kanon na blogu: HP