sobota, 21 czerwca 2025

Więcej o nim

CO WIDZĄ INNI...

Po tej stronie percepcji, cudzej, ludzie widzą miejsca najjaśniejsze.

Korona spojrzeń dociera do kolumny majestatu rodzinnego – do przepychu i dobrobytu, naniesionego na siedzibę Grimsditchów siłą autorytetu i pieniądza. Kwadraty wypolerowanych kafli i bogato zdobione kondygnacje barbadoskiej posiadłości lśnią i ogromnieją w oczach innych rodzin. Według opinii większości, dają chłopcu przestrzeń na sukces i rozwój.

Po tej stronie percepcji, w domu w Bridgetown, niczego Darrenowi nie brakuje.

W trakcie oficjalnych spotkań z innymi rodami, czy podczas transakcji w domu aukcyjnym (gdziekolwiek, gdzie widać ojca i syna razem), ramiona starego Grimsditcha obejmują lekko ciało swojego pierworodnego; otulają go ciepłem oddechu i wsparcia, by wyszeptać coś do ucha czule.

Po tej stronie percepcji ludzie lubią się mylić.

Ponoć urodzony w czepku, w szlachetnych murach czystokrwistego domu, może tylko jaśnieć i dojrzewać na lidera grupy. Do pewnego wieku rzeczywiście tak się zapowiada. Perlisty uśmiech Darrena rzadko kiedy niknie z twarzy – widziany u niego od najmłodszych lat, a rozwarty chętnie przed socjetą na zaproszenie tłumu, zaskarbia sympatię otoczenia do około wieku lat jedenastu. W napiętej strunie kręgosłupa i dobrej prezencji małego chłopca da się dostrzec wiążące go z krwią Grimsditchów urok i urodę. Jego karmelowe oczy, otwarte przed światem, patrzą (wtedy jeszcze) z ufnością. Jak dwa portale szklących się grzeczności, pozbawione skazy – bez krzty nieprzyzwoitości w oczach. Jego pełne usta, ułożone umiejętnie w mądre słowa, wyciągają z gardła dumne i dojrzałe jak na wiek chłopca wywody. Wyuczone formułki lądują w pieleszach rozmów niepostrzeżenie – bez podejrzeń.

Po tej stronie percepcji wszystko ma swój porządek.

Poruszenie w środowisku rodów czystej krwi przypomina taniec – skromny, stateczny, krótki. Dostatecznie jednak sprawny, by nie dogonił Darrena żar próżności i prześwit arogancji. Twarz dwunastolatka, od niedawna przecięta powagą, mimo małoletniości, kryje w sobie głębokie zrozumienie świata nie na miarę nastoletnich hormonów. Jakby na drodze systematyczności i dzięki zapałowi do nauki, łapał czas na przedwczesne dojrzewanie. A potem..? Światło potencjału, które przez tyle lat w sobie nosil, jakby gaśnie, choć nikt tego nie widzi. Nikt z towarzystwa nie próbuje przebić się przez elegancką maskę chłopca, nałożoną na twarz powierzchownie.

Po tej stronie percepcji, robi za wzór i skupia na sobie matczyne spojrzenia.

Kobiety-rodzicielki z innych rodów są Darrenem zachwycone. Widzą go, jak usadowiony za drzwiami biblioteki, przy jednym ze stołów, nachyla się nad książką. Przypomina wtedy piękny posąg obowiązkowości, okrojony w kształt dumnego członka rodu Grimsditchów. Białe marginesy woluminów piętrzą się w oczach matek, a wczepione w kartki palce Darrena, które chwytają w naporze i w pasji za karty grubych pism, wydają się im ucieleśnieniem ciężkiej pracy i ambicji. Tylko ojciec wciąż mu przypomina, że tak nie jest. Że to wciąż za mało i że książki te nie bywają różnorodne – uchylają rąbka tajemnicy w dziedzinach wyłącznie wytwórstwa, zbywając inne tematy, które wypada znać.

Po tej stronie percepcji życie wydaje się proste.

Regulowane szkolnym regulaminem i rodową powinnością, mknie ku sukcesowi. Po tej stronie i dla tych ludzi, mijanych w społeczności, kołnierzyk mundurka nigdy nie uwiera, a materiał koszuli niczego nie zakrywa. Po tej stronie percepcji, chłopiec chodzi w domu dumny. Pod okiem publicznego spojrzenia, z dala od ojca, czuje się względnie bezpiecznie.


CO WIDZI ON...

Po jego stronie percepcji, posiadłość Grimsditchów drży w swych murach złowieszczo.

Brutalność nocy rozrywa na płaty duszę chłopca. Nasienie troski, zasiane przed zaśnięciem w opowiadanych przez matkę bajkach, to za mało, by uspokoić chłopca. Spokój Darrena nie na długo grzęźnie w podłożu dziecięcych fantazji. Urywki pięknych obrazów i ich różowe, pachnące łagodnością krańce, umykają przed nim, nim zdąży dojrzeć. Stłoczone w tunelu wybujałej wyobraźni, myśli te pęczniałyby w głowie, jak piękne pąki. Łaskoczą jednak głowę chłopca przez ledwie krótkie tchnienie chwili, by potem, wyrwane gwałtem z pieleszy łóżka, zniknąć bezpowrotnie. Ma tylko siedem lat, gdy nawet matka przestaje przychodzić do pokoju chłopca.

Po jego stronie percepcji, nie ma miejsca na senne mary i dzienne marzenia.

Zbudzony ze snu – trącany przez szczerb krzyku, zasłyszanego z przyległego pomieszczenia – odciąga od siebie ciepło kołdry i pierwsze emocje. Wyciszenie, senność i opieszałość bezwietrznej nocy opuszczają go, by prześwietlić sypialnię promieniem wzmożonej świeżo obawy. Gdy w akompaniamencie lamentu Annabell, jego ukochanej matki, podnosi lękliwe wtedy jeszcze, dziecięce powieki i wychodzi na korytarz, dostrzega w cieniu korytarza sylwetkę ojca.

Po jego stronie percepcji, strach ma kilka pięter – piętrzy się i mnoży nieprzychylnie.

Ziarna piasku, wezbrane w szklistości oczu, a rozkruszone sprytnie w ruchu rzęs, uciekają od niego jak ucieka od niego również spokój i sen. Piękne jawy senne, przegonione sensacją nocy, rzadko później wracają, a on po latach rozczarowań przestaje tego oczekiwać. W zamian w ostrożności nasłuchuje z progu sypialni dźwięków krzyżowej kłótni, zazębionych przekleństw i pijackiego mamrotu ojca. Kruszy w palcach próchno istnienia i miażdży w zaciśnięciu pięści niewinność dziecka.

Po jego stronie percepcji zaostrzonymi krawędziammi obaw da się ścinać spokój.

W tym słynnym, bogatym domu w Bridgetown, rośnie świadomość istnienia tego rodzaju krzywdy, która zakorzeniona w duszy, nigdy nie znika i strach, że kiedyś to on stanie przed nim – przed Arthurem – w nocy. Zadrży jak olcha i pod wpływem krytyki czy ciężkiej ręki ojca, pęknie na pół, jak pęka co parę dni skóra na rękach, ramionach i wargach matki.

Po jego stronie percepcji jutro też jest dzień.

Światło poranka zmyje z Anny wstyd współistnienia i ściągnie siłą zaklęcia wczorajsze spotkanie. Zabieli się magią podbródek i lico. Matka zasklepi świeżo nabyte nocą rany i nikt inny nawet się ich nie domyśli. Nikt ich nie dostrzeże. Siądą przy syto obłożonym, śniadaniowym stole. Będą udawać, jak zawsze, że obfitość i bogactwo rozciąga się również na ich rodzinne relacje i że wcale nie brak im miłości w kwadratach zbyt obszernego, rodowego domu, w którym przepalane jedna nitka za drugą, giną ciepłe więzi.

Po jego stronie percepcji życie wydaje się absurdalnie trudne.

Regulowane złością ojca i rodową powinnością, mknie ku rozpadowi. Po tej stronie i dla tej rodziny, brak najlepszych ocen, to porażka, a wygrana liczy się tylko na podium. Dla głowy rodziny Grimsditchów nic nie jest wystarczające i nic dostatecznie dobre – kołnierzyk mundurka to punkt do szarpnięcia, a talent w dziedzinie wytwórstwa to tylko kiepski, niczego niewarty żart. Po stronie percepcji Darrena, nie ma żadnych powodow do dumy. Pod okiem ostracyjnego spojrzenia ojca, w jego pobliżu, czuje się wiecznie niewystarczający, wiecznie zagrożony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Szablon stworzony przez LeChat dla Ilvermorny Castle · Technologia: blogger · Obowiązujący kanon na blogu: HP